„Ważnych jest kilka tych chwil”

Zawsze widziałam siebie jako Mamę, ale czas mijał, a ja nie poznałam nikogo, z kim
mogłabym stworzyć Rodzinę i tak w pewnym momencie stanęłam u progu 40 - tych urodzin powoli
godząc się, że Mamą już nie zostanę. W międzyczasie zostałam Mamą Chrzestną, więc pocieszałam
się faktem, ze mam dwójkę wspaniałych Chrześniaków.

Kilka miesięcy przed moimi 40 - tymi urodzinami otrzymałam zaproszenie na jubileuszowe
spotkanie mojej klasy. Jedną z uczestniczek tego wydarzenia była moja szkolna koleżanka, która
podzieliła się z nami informacją, że została kilka lat wcześniej Mamą Adopcyjną wspaniałej
dziewczynki, a w procesie adopcyjnym wzięła udział jako osoba samotna. Ta wiadomość była dla
mnie olbrzymim zaskoczeniem, głównie dlatego, że zupełnie nie miałam pojęcia, iż do procesu
adopcyjnego w naszym kraju mogą przystąpić również osoby samotne. Z perspektywy czasu wiem, że
to spotkanie i ta informacja były momentem zwrotnym w moim życiu. Już następnego dnia przejrzałam
Internet i okazało się, że faktycznie samodzielna adopcja jest jak najbardziej możliwa. I tutaj zaczęły
się rozmyślania, a może i ja mogłabym spróbować wziąć udział w procesie adopcyjnym. Ale jak? Od
czego zacząć? Jak się przygotować? To były pytania, które nieustannie kołatały się po mojej głowie.
Stwierdziłam, że najpierw zacznę od wyszukania instytucji, która zajmuje się adopcją. Znalazłam
informację, że tą instytucją są ośrodki adopcyjne oraz, że we Wrocławiu (mieście, w którym
mieszkam) są dwa takie ośrodki, w tym Archidiecezjalny Ośrodek Adopcyjny na Ostrowie Tumskim.
Wybór był dla mnie oczywisty, po pierwsze bo jestem osobą wierzącą, ale też nie bez znaczenia był
fakt, że ten ośrodek znajduje się w bliskim sąsiedztwie mojej pracy.

Pozostało już tylko zadzwonić i umówić się na spotkanie, ale podjęcie tej ostatecznej decyzji
zajęło mi dwa miesiące, aż któregoś dnia po prostu wykręciłam numer i umówiłam się na spotkanie
informacyjne, zupełnie anonimowe i niezobowiązujące.
Pierwsze spotkanie było dla mnie potwierdzeniem, że podejmuję właściwą decyzję. Zostałam
wysłuchana, kiedy dzieliłam się swoimi pytaniami, obawami, niewiadomymi. Padły pytania, skąd
decyzja o adopcji, na jakie dziecko jestem gotowa i jak wyobrażam sobie wychowanie dziecka
w pojedynkę.

Nad umówieniem drugiego spotkania, czyli spotkaniem formalnym dotyczącym dokumentacji
nie musiałam się już zastanawiać. Otrzymałam wtedy listę dokumentów, które muszę zgromadzić,
żeby rozpocząć proces ubiegania się o adopcję, lista nie była ani długa, ani nie do wykonania, więc
wkrótce pojawiłam się z teczką wymaganych dokumentów. I tak zaczęła się moja historia
w Archidiecezjalnym Ośrodku Adopcyjnym we Wrocławiu, rozmowy z tamtejszymi Paniami Psycholog
mające na celu sprawdzenie mojej gotowości wspominam bardzo pozytywnie, chociaż oczywiście
towarzyszył mi lekki stres.

Dokładnie w przededniu moich urodzin otrzymałam telefon, że moja kandydatura została
zaakceptowana i mogę rozpocząć proces przygotowawczy, czyli szkolenie. Szkolenie trwało kilka
tygodni, poznałam innych ludzi, którzy znaleźli się w mojej grupie, razem się wspieraliśmy, dzieliliśmy
pytaniami i obawami i to wsparcie w kilku przypadkach przerodziło się w przyjaźń, która trwa do teraz
i spotykamy się już jako Rodzice wspólnie z naszymi Dziećmi.

Szkolenie zakończyło się testem psychologicznym i odwiedzinami Pań z Ośrodka w naszych
domach, żeby poznać nas jeszcze lepiej. Po kilku tygodniach dostałam informację z Ośrodka, że
otrzymałam kwalifikację i mogę już czekać na ten wymarzony telefon.

Czekanie na TEN telefon to dla mnie był trudniejszy etap, bo czas bardzo mi się wtedy dłużył,
zwłaszcza, że inni Rodzice z mojej grupy poznali już swoje Dzieci, a ja ciągle czekałam. Dzisiaj
z perspektywy czasu, wiem, że osiem miesięcy to bardzo krótki czas, ale wtedy praktycznie codziennie
liczyłam, że telefon zadzwoni. No i zadzwonił dokładnie w czwartek 18 stycznia 2024 roku. Rozmowę
pamiętam doskonale, Pani z Ośrodka powiedziała mi o pewnej Maleńkiej 26 - miesięcznej
Dziewczynce, która czeka na swoją Mamę, ale to nie była lukrowana rozmowa, bo Pani wspomniała,
że ta Dziewczynka w swojej karcie ma bardzo poważną diagnozę, wspomniała również, że ona sama
poznała tę Dziewczynkę i wg jej doświadczenia jako psychologa dziecko może dobrze
zafunkcjonować mimo tej diagnozy. Zapytała, czy jestem gotowa na spotkanie, żeby odczytać całą
Kartę Dziecka, zwłaszcza, że Dziewczynka jest nieco młodsza, niż wiek, który deklarowałam. Miałam
obawy, ale mimo to zgodziłam się natychmiast. Spotkanie zostało umówione kilka dni później i te kilka
dni to były chyba najdłuższe dni w mim życiu.

Odczytanie Karty Dziecka w Ośrodku to tak emocjonujący moment, że nawet dzisiaj po
czasie, kiedy o tym piszę – ręka mi drży. Karta Dziecka była kompleksowa, zawierała wiele informacji,
łącznie ze szczegółami diagnozy oraz innymi trudnymi szczegółami z życia tej Dziewczynki. Myśli
miałam pełne strachu, obaw, wątpliwości, powiedziałabym wręcz, że w tamtym momencie byłam
sparaliżowana tym, co usłyszałam. Jednak zgodziłam się pojechać do Domu Dziecka, żeby Ją
poznać, choć przyznam, że liczyłam się wtedy bardziej z tym, że po wizycie w placówce powiem „nie,
ja nie dam rady, chcę poczekać na inne dziecko”.

Wizyta w Domu Dziecka została zaplanowana na następny dzień, poszłam więc kupić drobny
upominek dla Dziewczynki, ale przez cały czas w głowie mówiłam sobie: „Jedziesz powiedzieć: nie”.
Pojechałam do Domu Dziecka w Krzydlinie w środę 24 stycznia 2024 roku i to jest TEN dzień kiedy
zostałam Mamą. Ale zanim to nastąpiło, mój paraliż lękowy dosięgnął zenitu, nie wiem, czy
jakiekolwiek inne wydarzenia w moim życiu wywołało u mnie tyle lęku. Drogę do Krzydliny wspominam
jako niekończąca się, miałam wrażenie, że trwa wieczność. Potem było spotkanie z Siostrą Dyrektor
i kilkoma innymi pracownikami placówki, to co zapamiętałam, to uwaga Pań rzucona między sobą, że
jesteśmy z tą Dziewczynką… do siebie bardzo podobne wizualnie, ale wtedy to zignorowałam
skupiona zupełnie na tym, że przyjechałam powiedzieć „nie”. Po krótkiej rozmowie z Siostrą Dyrektor
padło wreszcie to najbardziej paraliżujące pytanie, czy chcę, czy jestem gotowa poznać tę
Dziewczynkę. A ja powiedziałam „tak” (nadal w głowie mając, że i tak po spotkaniu powiem nie).

Pamiętam doskonale moment, jak wchodzę do pokoju spotkań, a moja Zosia siedzi sobie na
kanapie wystrojona jak mała księżniczka i na mnie czeka. To była miłość od pierwszej sekundy, już
wtedy wiedziałam, że to jest moja Córka, że to na nią zawsze czekałam. Nasze pierwsze spotkanie
trwało ok. godziny, to była wspólna zabawa, ale przede wszystkim nasze zapoznanie.
Po odprowadzeniu Zosi do Sali dzieci zostałam poproszona przez Siostrę Dyrektor o podzielenie się
moimi wrażeniami, nie pamiętam co wtedy powiedziałam, ale wiedziałam już, że powiem „tak”.

Otrzymałam kilka dni na podjęcie decyzji i poproszono mnie, żebym o niczym nie decydowała
pochopnie, od razu, ale to dla mnie była już tylko formalność, odczekałam do następnego dnia
i zadzwoniłam do Ośrodka potwierdzając moja gotowość do adopcji Zosi.

Od tego momentu mogłam już jeździć do niej, wzięłam więc urlop i jeździłam codziennie,
droga do Krzydliny nadal mi się dłużyła ale już z innego powodu, zwyczajnie nie mogłam się
doczekać, aż znowu zobaczę moja Córeczkę. Miałam to szczęście, że Sąd bardzo szybko wydał
zgodę na zabranie Zosi do naszego domu. I tak 12 lutego 2024 roku Zosia przyjechała ze mną do
Wrocławia. W międzyczasie z pomocą Rodziców przygotowałam dla niej pokój, zgromadziłam
wyprawkę i kilka zabawek na początek, chociaż zwłaszcza w tych pierwszych dniach i tak żadna
zabawka nie robiła takiej furory, jak oglądanie piorącej pralki.

Czy miałyśmy jakieś problemy na początku? Tak jeden – problem z zasypianiem, ale powoli
z dnia na dzień było coraz lepiej, na początku Zosia nie była w stanie ze mną zasnąć, za to po kilku
tygodniach nie była w stanie zasnąć już beze mnie. Oczywiście pojawienie się Dziecka zmieniło moje
życie diametralnie, ale pomimo, iż życie singla jest znacznie łatwiejsze, to nigdy nie chciałabym już do
niego wrócić.

Diagnoza zamieszczona w Karcie Dziecka okazała się być na wyrost.
Przeprowadziłam diagnostykę z zakresu pediatrii, psychologii i integracji sensorycznej, ponieważ
wierzę, że ewentualne problemy najlepiej rozpocząć leczyć jak najwcześniej, ale żaden specjalista nie
znalazł obszarów do niepokoju, czy leczenia. Zosia rozwija się cudownie, zewsząd słyszę, że wręcz
kwitnie, jest wspaniałą, samodzielną, bardzo pogodną Dziewczynką, bardzo lubi ludzi, jest otwarta na
innych, niezła z niej mała Łobuziara, która uwielbia ruch, wspinaczkę i jazdę na rowerku.
Mam kontakt z innymi Rodzinami Adopcyjnymi, nasze Dzieciaki czasem się spotykają.
Wspaniale jest patrzeć na Rodziny, które być może nie są związane z sobą biologicznie, ale
niewątpliwie są związane znacznie silniejszą więzią, Miłością.

Mama Adopcyjna