Od zawsze chcieliśmy mieć dzieci.
Niedługo po ślubie zaszłam w upragnioną ciążę. Chłopiec – będzie Wojtek! Imię wybrał mąż. Ciąża przebiegała
wzorowo a ja czułam się wspaniale. Prawie na „mecie” poszłam do lekarza na rutynowe badanie. Podczas badania
USG coś zaniepokoiło lekarza. Wojtuś nie rośnie…dostałam na cito skierowanie do szpitala..
W szpitalu kolejne badania i co rusz nowe tragiczne wieści na temat zdrowia naszego synka. W końcu ta
najgorsza, Wojtek ma wadę genetyczną – letalną. Nasz malutki synek był z nami 10 pięknych dni…
To był najgorszy czas w naszym życiu. Mieliśmy ogrom wsparcia od rodziny, wspieraliśmy siebie nawzajem. W
międzyczasie adoptowaliśmy małego niewidomego kotka, który okazał się najlepszym terapeutą… Pomału
zaczynaliśmy żyć na nowo, uśmiechać się, planować i znowu marzyć o dziecku…strach jednak był duży. Baliśmy
się, że kolejne dziecko również może urodzić się chore. Zaczęliśmy rozmawiać o adopcji, trochę poczytałam,
trochę podpytałam koleżankę, która już wtedy była mamą adoptowanej córeczki. I tak się zaczęło … O naszej
decyzji powiedzieliśmy rodzicom, którzy bardzo nas wspierali.
Zgłosiliśmy się do Archidiecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego we Wrocławiu, gdzie z Panią pedagog
porozmawialiśmy o nas, o planach i w ogóle o życiu Zebraliśmy niezbędne dokumenty i czekaliśmy na kurs.
Atmosfera na kursie była bardzo rodzinna, a Pani prowadząca – cudowna. W międzyczasie mieliśmy spotkania z
psychologiem, wizytę pedagoga z Ośrodka w domu. Wszystkie te spotkania bardzo nam pomogły zrozumieć cały
proces adopcji.
Otrzymaliśmy kwalifikację i od tej pory oficjalnie byliśmy kandydatami na rodziców adopcyjnych. Czekaliśmy na ten
telefon. To był czas kiedy sobie wyobrażaliśmy nasze dziecko. Wtedy też o naszej decyzji powiedzieliśmy naszym
przyjaciołom i znajomym. Wszyscy bardzo nam kibicowali.
Telefon zadzwonił po 1,5 roku. Tego momentu naprawdę nie da się zapomnieć. Jechaliśmy akurat autem z moimi
rodzicami, jak zadzwoniła Pani z Ośrodka i powiedziała, że ma dla nas bardzo dobrą wiadomość…”dziewczynka,
Karolinka, ma 15 miesięcy…”. Zaczęły się szalone przygotowywania – bo z racji tego, że wcześniej nie
wiedzieliśmy, jakiej płci i w jakim wieku będzie dziecko – nie mieliśmy kompletnie nic. Po dwóch tygodniach
poznaliśmy naszą córeczkę. Malutką, śliczną, przeuroczą. Nasze pierwsze spotkanie i każde kolejne były tak
piękne. Malutką odwiedzaliśmy codziennie przez dwa tygodnie, po tym czasie zabraliśmy do domu już na
zawsze…
Rodziną jesteśmy prawie 7 lat. Nasza córeczka jest wspaniałą, pełną empatii cudowną dziewczynką o pięknym
serduszku. Kocha przyrodę, zwierzęta i sport. Od początku jej mówiliśmy jak zostaliśmy rodziną, dla nikogo nie jest
to temat tabu. Co roku jeździmy na zjazdy Rodzin Adopcyjnych z naszym Ośrodkiem – które cała nasza trójka
uwielbia. Poznajemy tam super ludzi a nasza córeczka ma tam już swoich przyjaciół.
Warto było czekać…
Renata i Tomasz





